czwartek, 15 czerwca 2017

Na festynie w Biskupinie



Klasa II G w ramach projektu gimnazjalisty przygotowała program pt. „Na festynie w Biskupinie”.

Przygotowywaliśmy się do tej prezentacji przez cały rok szkolny, a inspiracją stała się tygodniowa szkolna wycieczka do Trójmiasta, wraz z Paniami: Wiktorią Leśniakiewicz i Lidią Teper, gdzie zwiedziła ona Westerplatte, Pocztę Gdańską, Gdańską Starówkę, wiele muzeów historycznych i archeologicznych. Dotarliśmy także do Skansenu w Sopocie.





Obronny charakter grodu, wyposażenie, broń, ubiory i ceramika, które tam zobaczyliśmy zainspirowały nas do działania.

Rozpoczęliśmy od namalowania bramy wejściowej z murem obronnym i palisadą, następnie dziewczyny zaprojektowały i uszyły stroje oraz biżuterię z epoki, do której wykorzystały rzemyki skórzane, bursztyny, muszle, kości i zęby zwierząt.

Kompletując biżuterię nie mogliśmy zapomnieć o najważniejszej sferze – sferze życia duchowego, a więc:
·        wierzeniach,
·        zwyczajach,
·        obrzędach.







Wiemy, że biżuteria miała też charakter na granicy wierzeń i magii. Na pewno czczono siły otaczającej nas Przyrody, która leczyła, żywiła, dawała schronienie, ubierała i… chroniła nasze doczesne szczątki.

Następnie według biskupińskich wzorów wykonaliśmy z gliny ceramikę: kubeczki, wazony, lampki a nawet urnę twarzową.

Kolejnym etapem poznawania trudów dnia codziennego Biskupinian była broń i narzędzia codziennego użytku. Wiedzę o militariach trochę poszerzyliśmy w czasie wykonując jej repliki począwszy od bumerangu (na polskich ziemiach znanego już od 30.000 lat!) poprzez kamienne siekiery i sierpy, kosy, włócznie, itp.







Studiowaliśmy i układali menu z dawnych czasów. Do wykonanych przez nas naczyń powkładaliśmy podstawowe produkty z których powstawały potrawy oraz przyprawy z tamtych czasów, a były to: kasze, otręby, mąka, kminek, czarnuszka, dziki czosnek, kurdybanek oraz lecznicze zioła (będące przyprawami):
v odkażające,
v napotne,
v wzmacniające,
v wspomagające trawienie,
v wspomagające krzepliwość krwi i gojenie się ran

Dzięki tym wiadomościom potrafimy sami zorganizować domową apteczkę, gdyż teraz nie są nam obce zioła z naszych łąk i lasów: dziurawiec, mięta, liście i owoce malin, krwawnik, kwiat lipy, kurdybanek, skrzyp, pokrzywa, babka lancetowata, kminek, naparstnica, itd.

Eksperymentowaliśmy również z roślinami, à propos barwienia tkanin i wyszło nam, że:
·        ozimina barwi na zielono,
·        czarna jagoda (borówka) na fioletowo,
·        jaskier i mniszek lekarski na żółto,
·        kora dębu daje wszelkie odcienie brązu i czerni.

Wracając do kuchni dowiedzieliśmy się iż była ona oparta głównie na polewkach (zupach) zagęszczanych kaszą. Kiszono żury, pieczono lub gotowano mięso ryb, zwierzyny leśnej i tej hodowlanej (krowy, woły, owce i konie).

Wiemy, iż tworzono pochówki szkieletowe i ciałopalne. Mając urnę twarzową odtworzyliśmy właśnie taki grób ciałopalny z grobowymi darami. Naszemu zmarłemu współziomkowi włożyliśmy ziarna pszenicy, grzebień, sztylet, naszyjnik, poroża i skórę jelenia.


Zaproszonych gości – rodziców i klasy gimnazjalne - oprowadziliśmy po naszym mini-muzeum.

Każdy z nas opowiadał o konkretnej sferze życia naszych pra-pra-przodków, i tak:
v Michał wprowadził nas w temat omawiając poszczególne slajdy z wycieczki ;
v Wiola opowiedziała o wyrobie, znaczeniu i symbolice biżuterii;
v Sebastian o wierzeniach, obrzędach, zwyczajach, które kultywujemy do dnia dzisiejszego, nie zdając sobie sprawy jak dalece w czasie sięgają ich korzenie! Ablucje, Marzanna, przenoszenie przez próg panny młodej, itp. itd., nie mówiąc już o szczególnym traktowaniu ognia i wody;
v Ewelina opowiadała o wyrobie i wypalaniu ceramiki, czyli ówczesnej zastawy stołowej;
v Ilona uczyła nas ziołolecznictwa oraz trudnej sztuki barwienia tkanin;
v Anita odkrywała sekrety sztuki kulinarnej
v Max z Łukaszem i Pawłem szeroko opowiadali o broni i narzędziach codziennego użytku.



Imprezę zakończyliśmy wspólnym posiłkiem, jakim był bigos, który obok schabu z kapustą czy pierogów jest naszą narodową potrawą. Przegryzaliśmy też „swojskim” pieczonym chlebem, a potem jedliśmy go z niemniej swojskim, świeżo podbieranym miodem, popijając – a jakże – herbatką miętową lub jak kto wolał – malinowo-lipową.