Nasze Kółko Historyczne postanowiło zgłębić tajniki kuchni naszych Antenatów. Od jakiegoś już czasu wybieraliśmy dogodną porę, temat i miejsce. Doszliśmy do wniosku, że Gody (Boże Narodzenie) to najlepszy czas na wspólne biesiadowanie.
Najwspanialszym i najgodniejszym miejscem do tego wydawał się nam być XVI-wieczny Dwór obronny, który jest dumą naszej miejscowości. Uratowany i odrestaurowany za staraniem i wielkim zaangażowaniem Państwa Anny i Antoniego Pilchów. Dwór z rozpaczliwej ruiny za ich staraniem odrodził się jak Feniks z popiołów, tętniąc życiem, promieniując kulturą, przechowując i chroniąc tradycję – im na chwałę, nam ku pożytkowi.
Na naszą prośbę, czy moglibyśmy właśnie w dworskiej kuchni przywołać klimat dawnych czasów, kiedy to wspólnie zasiadano przy stole biesiadując, śpiewając i… wspominając, jak to ongi, drzewniej bywało – Pan Antoni Pilch ze zwykłą (jak to on) serdecznością i gościnnością zaprosił nas do siebie, i w dniu 10 stycznia 2009 roku doszło do naszego spotkania.
Towarzyszył nam w tym spotkaniu jak zwykle Pan Robert Leśniakiewicz, który oprócz tego, że jest naszym „nadwornym” fotografem i poniekąd drugim obok Pani Wiktorii Leśniakiewicz przewodnikiem w naszych historycznych wyprawach, to jeszcze jak najchętniej dzieli się z nami swoją wiedzą.
Po serdecznym przywitaniu nas przez Pana Pilcha przeszliśmy do kuchni pełnej zabytkowych sprzętów i mebli (które można zobaczyć na zdjęciach zamieszczonych w Albumie obok), co już stworzyło dogodny klimat do naszych poczynań.
Podzieliliśmy naszą 20-osobową grupę na 4 zespoły. Na wstępie omówiliśmy, jakiż to przyprawy przez nie tylko stulecia, ale tysiąclecia pojawiały się u wzbogacały swoimi walorami smakowymi, zapachowymi, ułatwiającymi trawienie substancjami i co tu dużo mówić – także leczniczymi walorami. Mówiliśmy o kuchni innych kontynentów i wreszcie o naszej polskiej nie pomijając naszego regionu. Następnie zajęliśmy się głównym bohaterem naszego spotkania – chlebem. Chlebem naszym powszednim, o który prosimy w codziennej modlitwie, a który czasem w tak bezmyślny sposób pozbywamy się wyrzucając go zwyczajnie na śmieci.
A dawniej? Dzień, w którym wypiekało się chleb w domu był niemal dniem świątecznym. Przywołaliśmy więc ten świąteczny nastrój.
I tak: najpierw w misce rozmiesiliśmy ciemną razową mąkę z pełnego przemiału z drożdżami i przyprawami (owoc kminku, ziele mięty, owoc czarnuszki, ziele tymianku) a następnie na stolnicach każdy zespół wyrabiał swoją część ciasta na chleb. W tym czasie Pan Pilch z chłopcami przynieśli pod piec chlebowy drewna – z drzew liściastych – i rozpalili w nim ogień.
Wyrobione ciasto z odciśniętym nań znakiem Krzyża Świętego odstawiliśmy do wyrośnięcia, a tymczasem przy ogromnym stole (zabytkowym) studiowaliśmy przepisy z „Kuchni staropolskiej”, „Kuchni królewskiej”, „Kuchni Radziwiłłów” i „Kuchni litewskiej”. Każdy zespół prezentował przygotowane menu na wystawny obiad u Radziwiłłów, Króla, na Wielkoksiążęcym dworze i – jak na miejsce w którym się znajdowaliśmy – polskiego szlachcica.
Bardzo zaintrygowało nas prosię faszerowane, pieczone w całości; rosół z zająca i sarny, ale także czekolada Zygmunta III Wazy i szarlotka wileńska podbiły nasze serca i podniebienia.
Wyrośnięte pięknie ciasto przełożyliśmy na wyprószone mąką foremki, by powtórnie wyrosło i spokojnie zasiedliśmy do aromatycznej herbaty przegryzając ją już to ptasim mleczkiem już to pierniczkami pieczonymi (bo nie mogło być inaczej), wedle staropolskiego przepisu. Wszak to jest nasze najstarsze korzenne ciasto.
Chlebki w foremkach pięknie wyrosły i nadszedł czas na wybranie żaru z pieca. Pan Pilch wygarniał żarzące się jeszcze bierwiona, a następnie sprawdziliśmy na dwa sposoby temperaturę pieca:
1° stary sposób – sypanie w czeluść pieca garstki maki. Jeżeli się rumieni, to piec jest gotowy do pieczenia, jeżeli się pali – piec jest za gorący, jeżeli pozostaje biała – piec jest za zimny.
2° włożenie do pieca kartki papieru – z tym samym efektem.
Piec okazał się idealny, więc foremki powędrowały w jego gorącą otchłań. Zamknęliśmy drzwiczki i … rozpoczęliśmy koncert kolęd i pastorałek oraz staropolskich pieśni dworskich a capella i przy akompaniamencie lutni, na której grał nasz nieoceniony Gospodarz, snując w antraktach ciekawe opowieści o historii powstania niektórych pieśni czy pastorałek.
Nadszedł wreszcie moment kulminacyjny wyjęcia naszych bochenków z pieca, wyjęcia z foremek i to, na co niecierpliwie czekaliśmy przez tyle godzin – DEGUSTACJA!
Jeszcze ciepły, pokrojone w grube kromki nasz chlebek posmarowany suto miodem „prosto z pasieki” okazał się prawdziwym rarytasem!
Czego nauczył nas ten obrzęd pieczenia chleba? – szacunku dla niego, dla wspólnej i zgodnej pracy przy jego powstawaniu, cierpliwości i wielkiej radości przebywania ze sobą. Takie właśnie spotkania przy wspólnej pracy zbliżają, wywołują uśmiech, przywołują do życia dawne zwyczaje i obrzędy z głębokiego cienia Przeszłości…
Po wysprzątaniu i doprowadzeniu do porządku kuchni po naszej biesiadzie, wspólnie z panem na Wysockim Dworze złożyliśmy sobie noworoczne życzenia i po wzajemnych szczerych podziękowaniach z żalem się pożegnaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz