sobota, 22 grudnia 2012

Rapa Nui: Wyspa pełna tajemnic



Wyspa Wielkanocna – jakże rozczulające imię nadali jej Europejczycy, kiedy w ów świąteczny poranek 6 kwietnia 1722 roku zamajaczyła ona żeglarzom na horyzoncie. Rapa Nui – to nazwa ich – Tubylców – twórców nieodgadnionej cywilizacji. Te Pito O te Heuna – Pępek Świata, kraniec Ziemi. Maleńka wysepka rzucona przez Boga na bezkres oceanu – chciałoby się powiedzieć. (Nawiasem mówiąc wyprawa holenderskiego kapitana Jakuba Roggeveena [1659-1729] była pierwszą potwierdzoną wizytą Europejczyków na Wyspie Wielkanocnej. Jednak według niepotwierdzonych przekazów byli tacy, którzy odwiedzali ją przed nimi. Ponoć hiszpański żeglarz Alvaro de Mendana [1541-1595] był tam już w roku 1566, natomiast w roku 1686 miał odwiedzić wyspę angielski korsarz Edward Davis [?-1702] jako kapitan statku Bachelor`s Delight – Kronika Wydarzeń Emocjonalnych – http://blog.wiara.pl/wieniu/2008/03/23/wyspa-wielkanocna/)

Jest ona pochodzenia wulkanicznego. Ma ona kształt trójkąta o wymiarach 16 x 18 x 24 km. Maleńka wysepka na której jakby zatrzymał się czas. Na czym? W którym momencie?
  
Lądując na imponująco długim trzykilometrowym pasie lotniska Mataveri (przygotowanym też do awaryjnego przyjmowania promów kosmicznych) natychmiast nasz wzrok przyciągają petroglify wykonane przez współczesnych artystów zdobiące teren lotniska. Te same mitologiczne motywy znajdują się także w miejscowym porcie i wiosce Hangaroa. To wizytówka i uwertura do tego, co dopiero turysta zobaczy i przeżyje zwiedzając to magiczne miejsce. Aż trzy-czwarte wyspy zajmuje ścisły rezerwat wpisany na światową listę zabytków i dziedzictwa kulturowego.

Zaczynamy od ceremonialnej wioski Orongo z domami Ludzi-ptaków lub przyszłych kandydatów na to zaszczytne stanowisko. To właśnie stąd patrzyli na ocean wypatrując pierwszych jaj mew, by po morderczym maratonie pływacko-wspinaczkowym nienaruszone złożyć u stóp kapłana i otrzymać zaszczytne miano Człowieka-ptaka. A może mieszkali tutaj kapłani odprawiający święte ceremonie? Zastanawiające jest właśnie to, że żeby zostać Człowiekiem-ptakiem trzeba pierwej przejść morderczy trening i stanąć do zawodów. Bieg, pływanie i wspinaczka – wypisz wymaluj trening współczesnego sportowca ekstremalnego, albo… lotnika czy kosmonauty! A tańce klanowe – i to nie tylko tam, ale wszędzie, gdzie byłam, wszędzie pokazywano mi wyczerpujące tańce, które też mogły być elementem morderczego treningu przed lotem w Kosmos. Kosmonauci na Rapa Nui? Nie było ich tam, ale pamięć o cywilizacji-matce sprzed kilku tysięcy lat jest wciąż żywa i przetrwała te wszystkie tysiąclecia… Nikt nie mówi tego głośno, ale wszyscy wiedzą, że chodzi o cywilizację Mu-Pacyfidy…

Bo czy nie jest to dziwne, że pismo z Kohau Rongo-Rongo przypomina dokładnie pismo drawidyjskie z dorzecza Indusu i pismo linearne z minojskiej Krety? Oczywiście znajdzie się jakiś „uczony” bez elementarnej wyobraźni, który powie, że to wszystko jest przypadkiem, ale na litość! – czyż nie za wiele tych przypadków?  

Zwiedzamy ruiny domów w kształcie odwróconej łodzi i imponujący krater Rano Kao będący zbiornikiem słodkiej wody, ale nie tyle o wodę tutaj chodzi, ile o rosnącą w niej trzcinę totora.

Skąd taka trzcina na wyspie oddalonej od jej matecznika jakim jest jezioro Titicaca w środku południowoamerykańskiego kontynentu?

Kto i kiedy przywiózł sadzonki tej rośliny?

Na horyzoncie majaczy imponujące ahu z potężnymi, milczącymi figurami moai. Zapatrzone w bezkres oceanu. W dzienniku pokładowym jednego statku, który przybił do brzegów wyspy czytamy, że załoga przygotowująca się do zejścia na ląd naraz poczuła się nieswojo… Ludzie dziwnie podenerwowani nagle stracili ochotę do zejścia ze statku na ląd.

Czy zatem moai miały za zadanie pilnować wyspy przed przybyszami z dalekich lądów, którzy „odwiedzali” wyspę nie zawsze z przyjaznymi zamiarami? – jak chociażby peruwiańscy łowcy niewolników, którzy walnie przyczynili się do wyludnienia wyspy i zniszczenia tej tajemniczej cywilizacji megalitycznej.

Kogo czy czego strzegły potężne figury? Wyspy przed przybyszami zza mórz? Czy może wyspiarzy, by nie opuszczali rodzinnego gniazda? (Myślę, że jedno i drugie.) Kogo przedstawiają? Bogów? Duchy przodków? Jedne zwrócone w stronę Oceanu, inne patrzące w głąb wyspy. Same rzeźby różnią się wielkością i motywami zdobniczymi oraz ogólnie rzecz biorąc, samą bryłą. A może to nie w rozciągłości w czasie, w którym powstawały, a w wizerunku, który przedstawiają tkwi tajemnica i po trosze są przedstawicielami wszystkich trzech wyobrażeń, a każde z nich ma inne zadanie do spełnienia?

Swojego czasu Thor Heyerdahl (1914-2002), zapalony badacz kultury Rapa Nui stworzył, nie bez podstaw zresztą, teorię o wzajemnych kontaktach pomiędzy ludami Polinezji a ludami Ameryki Południowej. Stąd właśnie totora, moai o polinezyjskich rysach, czy też z Ameryki Prekolumbijskiej, ahu wyglądające jak inkaskie cyklopowe mury.

Współcześni badacze negują teorie Thora Heyerdahla, jednocześnie nie bardzo dając coś więcej w zamian. Jest też i grupa dualistów łącząca jedno i drugie, i myślę, że to rozwiązanie jest najrozsądniejsze. Tyle pytań i tak mało racjonalnych, potwierdzonych odpowiedzi, i w tym pewnie tkwi cały urok i fascynacja i może dobrze by było, żeby tak zostało?… Pytajmy więc dalej…
   
Dlaczego nie uchroniły ich Twórców od zagłady? – skoro tyle wysiłku wręcz nadludzkiego włożono w ich wykuwanie, transport i instalację na imponujących ahu – czyli specjalnie przeznaczonych dla nich platformach kamiennych. Ano nie ma opieki, kiedy lud buntuje się przeciwko swoim bogom, doprowadzając jak domniemamy do bratobójczych i obrazoburczych wojen przewracając moai, roznosząc terasy ahu i mordując się wzajemnie. Od tegoż to momentu na wyspę spadają coraz to nowe klęski. A przecież na wyspie znajdował się i nadal znajduje święty kamień zwany przez Greków omfalos – pępek świata, najważniejszy zwornik energetyczny megalitycznego świata i jego energetycznej sieci oplatającej całą Ziemię. To legendarny klucz do kamiennego świata epoki, której artefakty dotrwały do naszych czasów poprzez setki i tysiące lat….

Wyjałowienie gleby, głód, uprowadzanie ludzi i śmierć niemal jednej-trzeciej populacji zapędzonej i niemal zamurowanej w jednej z jaskiń przez łowców niewolników, aby „zabezpieczyć ładunek” do czasu powrotu statku po żywe cargo. Wtedy to zrozpaczeni ludzie dopuszczali się aktów kanibalizmu. Peruwiańczycy niestety nie zdążyli powrócić (w wyniku sztormów) tym samym skazując na śmierć głodową przerażonych Rapanuiczyków.

Jaskinie… Znany słowacki pisarz dr Milosz Jesenský w swej monografii Bogowie atomowych wojen (Ústi nad Labem 1998) pisze wprost, że jaskinie i pieczary Wyspy Wielkanocnej służyły nie tyle jako mieszkania, ale przede wszystkim  w schrony na wypadek wojny, która zresztą wybuchła, tyle tylko, że była to wojna konwencjonalna. W jej wyniku obalono wszystkie moai i zrujnowano część ahu. (Nawiasem mówiąc w pieczarach schroniła się część wyspiarzy zwłaszcza kobiety i dzieci, o czym pisze się w relacji Jamesa Cooka [1728-1779]) Ale sam pomysł tak wymyślnych schronów pochodzi z dalekiej Przeszłości i miały one służyć jako schrony przed Broniami Masowego Rażenia… W swej monografii pisze on tak:

„Ślady podobnych wydarzeń możemy znaleźć dzisiaj także na całym świecie. Między innymi na Wyspie Wielkanocnej, małym skrawku suchego lądu wśród przestworów wodnych Pacyfiku, gdzie poza znanymi na całym świecie ogromnymi figurami z kamienia, znajdują się tam inne niemniej ciekawe rzeźby.

W największych muzeach świata, w niektórych zbiorach prywatnych i gdzieś w głębi pieczar rodzinnych w łonie Wyspy Wielkanocnej znajdują się wyrzeźbione w drewnie figurki zwane Moai-Kava-Kava. Przedstawiają one mężczyzn z wystającymi żebrami, zapadniętymi piersiami, przedłużonymi uszami, kozimi bródkami i wychudłym ciałem. Na zdjęciach możemy ujrzeć trzy dominujące cechy ich fizjognomii: kacheksję, strupy i otwarte rany na ciele. Nic dziwnego, że w 1965 roku pokazał się pogląd, że figurki te przedstawiają ofiary silnego napromieniowania radioaktywnego, na który była kiedyś ta wyspa wystawiona. Francuski badacz Francois Maziére w swej książce pt. Tajemnica Wyspy Wielkanocnej pyta wprost, czy w przeszłości wyspa ta nie dostała potężnej dawki promieniowania jonizującego pochodzącego z innego świata, wskutek zetknięcia się z Przybyszami i Ich techniką, co stało się impulsem do wytwarzania wotywnych rzeźb, jako pamiątki z tych czasów.  Oczywistym jest, że wygląd tych ludzi wskazuje na to, że cierpieli oni na chorobę popromienną – konkluduje on.

Skąd się wzięło promieniowanie na Wyspie Wielkanocnej przed kilkoma stuleciami?

Francois Maziére przy pomocy swej małżonki Tily zapisał na Wyspie Wielkanocnej legendę ostatniego człowieka znającego Rongo-Rongo o wielce skomplikowanym imieniu A Ure Auviri Porotu legendę o tym, jak to w dawnych czasach wyspę dotknął „palec boga Uoke”, który całą ją rozkołysał. Podobna legendę o piorunie boga Make-Make zapisał już w 1924 roku, angielski etnograf Macmillan Brown. Inne podanie mówi o „padającym niebie, które patrzyło, czekało i znów odleciało w górę”. Postawmy sobie pytanie: Jak człowiek przed ośmioma wiekami miał opisać start i lądowanie statku kosmicznego?

Czy tak?

W tej chwili zaczynamy domyślać się, że Wyspa Wielkanocna, podobnie jak Wyspa Południowa Nowej Zelandii, stała się onegdaj celem uderzenia BMR. Czy była to głowica bojowa, która zeszła z orbity z prędkością „błyskawicy boga Make-Make”? A może ktoś tej wyspy użył tak, jak my użyliśmy atolu Bikini? Jako atomowy poligon? Samolot wylądował, jego załoga zainstalowała „urządzenie termojądrowe” i odleciała, zaś samo urządzenie wybuchło przy okazji rozpylając połowę wyspy w atmosferze… NB, to, co ludzie zrobili z tymi rajskimi atolami Polinezji woła o pomstę do nieba!!!… (Jak dotąd, to ładunki jądrowe i termojądrowe detonowano na Pacyfiku w rejonie atolu Moruroa [Mururoa w Polinezji Francuskiej], Bikini, Elugelab, Eniwetok [Archipelag Marshalla] i Amchitka [Aleuty] oraz skażono rozbitą głowicą termojądrową Johnston Island – przyp. aut.)

Zasadnicza różnica pomiędzy dwoma tymi hipotezami spoczywa w tym, że jeżeli w pierwszym przypadku zabijał ludzi jakiś anonimowy system prehistorycznego programu SDI/NMD, to w przypadku drugim szło o przygotowaną co do szczegółu akcję. Komuś zależało na tym, by modele dzisiejszych duchów Moai-Kava-Kava były dokumentacją jego doświadczeń z bronią jądrową!…

Silny traumatyzm, jaki cechuje Polinezyjczyków nie jest dziełem przypadku czy akcydentalnego wypadku – jest to pozostałość wstrząsu duchowego, i że nie ma on sobie równego na innych wyspach. Czy to się komu podoba, czy nie – Wyspę Wielkanocną napadły takie siły, które jak uważam, są obecne także i dziś i są silne na tym skrawku ziemi, którą tak strasznie zmienił ogień –

- jak pisał F. Maziére. Wiemy,   j a k i e    to siły ma na myśli autor. To te siły, które spowodowały powstanie długiego na 800 m i szerokiego na 200 m łożyska wulkanicznego szkliwa na Rano Raraku i nie zapomniały w jego kraterze umieścić typowy krater poimpaktowy. Albo te same siły, które przetopiły minerały w szkliwo wulkaniczne wbrew temu, że wulkany na wyspie są nieczynne od tysięcy lat.

Kluczem do tajemnicy Wyspy Wielkanocnej jest ogień. Znaleziska ziarenek pyłku kwiatowego wskazują na to, że Wyspa Wielkanocna miała bogata florę, i że nie były to gaje palmowe – jak to sugerują twórcy filmu Rapa-Nui z Kevinem Costnerem w roli głównej, a które potem znikły pod toporami ludzi. Roślinność – jak to dowiadujemy się z rdzeni odwiertów osadów jeziornych w Rano Raraku i Rano Kao – wyginęła na wyspie wskutek burz ogniowych. Bogaty materiał paleobotaniczny analizował prof. O. H. Selling z Narodowego Muzeum Przyrodniczego w Sztokholmie, a wyniki opublikowali Thor Hayerdahl i  E. N. Fedron jr. w pracy pt. Archeology of the Easter Island and the Eastern Pacific, (Santa Fé 1961).

Jak pisze norweski badacz Wyspy Wielkanocnej znany podróżnik i uczony Thor Hayerdahl – zniszczenie roślinności na wyspie było tak dokładne, jakby z całej flory wyspiarskiej nie zostało nic. Potem dopiero na wypalonej ziemi pojawiła się trawa i paprocie.  Zagadkowa jest na wyspie obecność wielu rodzinnych pieczar, jakby rodzinnych schronów, w których mieszkańcy spędzali swe życie i które służyły jako depozyt cennych i świętych przedmiotów, ale głównie były to schrony ze składami, bardzo podobne do tych ze współczesnych podręczników Przysposobienia Obronnego…

Tajemnicą owiany jest także zanik cywilizacji Wyspy Wielkanocnej, która tak nagle zgasła, kiedy już dojrzała do doskonałości. Z dnia na dzień, jej bogata kultura została zniszczona i to do imentu, i to tak szybko, że rzeźbiarze opuścili niedokończoną moai o wielkości 7-piętrowego domu! I to było tak szybko, że pozostawili na miejscu narzędzia pracy! Prace w kamieniołomach i przy ahu zostały przerwane i nigdy już się do nich nie wróciło. Wielotonowe posągi zrzucono z ahu – domy spalono doszczętnie i to tak, że popękały kamienie z ich fundamentów, a całe rody ukrywały się przez lata w podziemnych schronach wyspy.

Także groby świadczą o wszechobecnym upadku i zarazie na wyspie. Przed upadkiem panował tam niepolinezyjski zwyczaj kremacji zwłok i składania popiołów w pogrzebowych skrzynkach obłożonych kamieniami w bliskości ahu, potem trupy chowano masowo pod stosy nieociosanych głazów, ułożonych w bezkształtne stosy i byle gdzie na równinie Orongo, albo do podziemnych komór, niedbale wybudowanych pod twarzami czy brzuchami obalonych figur Moai.

I tak już całkiem na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie – a mianowicie: Figurki Moai-Kava-Kava sa zjawiskowo podobne do ofiar choroby popromiennej i wedle tubylczych legend są to przedstawiciele rasy, których znaleźli Polinezyjczycy po przybyciu na Wyspę Wielkanocną.  „Długousi”, bo tak siebie nazywali, przybyli na wyspę w XII wieku – w roku eksplozji w Tapanui i notatki canterburskiego kronikarza o chwiejącym się Księżycu – dokładnie w roku Pańskim 1178…” (M. Jesenský – Bogowie atomowych wojen, ss. 76-78 – przyp. aut.)

Po porwaniu wyspiarzy przez peruwiańskich łowców niewolników na Wyspę Wielkanocną powróciło niewielu, którzy przywlekli ze sobą niestety, czarną ospę, tak więc od odkrycia w 1722 roku kwitnącej kulturowo wyspy do 1877 roku wyspa stała się sama dla siebie cmentarzyskiem ze 111 rdzennymi mieszkańcami.

Obecni mieszkańcy z wielkim pietyzmem starają się odkrywać, odtwarzać na nowo i kultywować te tradycje, które siłą przekazów ustnych zdołały się zachować.

Jak wielka jest siła i magia w słowie możemy się przekonać w każdej rozmowie z Rapanuiczykami, gdzie kilka klanów-rodów mocą właśnie przekazu ustnego jest w stanie odtworzyć swe drzewo genealogiczne, cofając się bez zająknienia o cztery wieki wstecz, to jest mniej więcej 12 pokoleń!

Bo czy ktoś z nich potrafi jeszcze odczytać teksty z tabliczek Kohau-rongo-rongo – trudno powiedzieć. Ich tajemnicze, choć zniewalające uśmiechy i zagadkowy ruch cłową wprawiają nas w onieśmielenie i zażenowanie to samo, kiedy pada kolejne pytanie „A jak transportowaliście te ogromne masy kamienia na takie odległości i ustawialiście na platformach z gigantycznych kamieni?” – odpowiedź ich jest krótka z tym samym tajemniczym wyrazem twarzy – „Same chodziły”.

Istotnie, przesunięcie środka ciężkości sprzyja założeniu, że po odpowiednim przełożeniu lin na około 1/7 wysokości od dołu przesuwanie figur staje się możliwe, a postronny obserwator z pewnej odległości dojrzy monument przemieszczający się z pewną nonszalancją – chciałoby się rzec. Takie właśnie ruchy ciał zauważyć można u tancerzy przedstawiających w brawurowych tańcach historię swojego narodu. Wszak układy choreograficzne ludowych tańców nie biorą się tylko z potrzeby estetycznych przeżyć. Taniec to też pamięć – opowieść o wojnach, miłości i zdradzie, hołdzie dla Nieznanego czy też religii. I tu też może należy szukać odpowiedzi, ale czy to jest ten właściwy sposób?

Piękno, tajemnica, wszechogarniający spokój płynący od postawy gospodarzy, wszędzie pasące się konie (jakiż rozrzewniający widok, zwłaszcza dla Polaków) i milczące, zapatrzone w bezkres oceanu nieba moai…

Jakby czas się zatrzymał … i nie chciał odkryć nawet najmniejszego rąbka tajemnicy spowijającej wyspę. Zrekonstruowane moai stoją na ahu na słynnej plaży w Anakena. Ahu Tangariki, ahu Akiwi, Vai Uri… – a reszta leży tak, jak kazali im leżeć zbuntowani osiemnastowieczni obrazoburcy. I miejmy nadzieję, że te, które pieczołowicie zrekonstruowano mają na tyle mocy, by strzec tą pełną uroku wyspę od wszelkiego złego…

Hangaroa – Jordanów, wrzesień 2008 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz