Jubileuszowa
150. rocznica wybuchu Powstania Styczniowego sprzyja kolejnym wspomnieniom,
refleksjom nie kończącym się sporom i jak przy każdej tego rodzaju okazji
padają, bo paść muszą pytania:
- czy było
potrzebne?
- czy
mieliśmy jakiekolwiek szanse?
- co nam,
jako narodowi, ono dało?
- po co nam
to było?
To są
tematy na niekończące się „nocne Polaków rozmowy”. I daj Boże ich jak
najdłużej, bo w obecnej rzeczywistości, prowadzonej polityce, codziennym
zabieganiu – jednych za chlebem, drugich za karierą; z trzeciej zaś strony
liberalne młodzieży chowanie sprzyja zapomnieniu, zobojętnieniu i w ogólnym
rozrachunku wynarodowieniem.
Może dobrze
choćby przy okrągłych rocznicach wspomnieć uczestników tego zrywu, przywołać ów
trudny, bolesny czas. O tym powstaniu mówi się, że było ono:
- najdłużej
trwającym, bo od 22.I.1863 do grudnia 1864 roku;
- kolejnym
powstaniem straconych szans;
- pełne
nieporozumień i rywalizacji;
- bez
jedności działania
To prawda,
ale mówimy także o tym, że:
-
patriotyzmu Polakom nigdy nie brakowało;
- jako
naród potrafimy zjednoczyć się i dla Ojczyzny jesteśmy zdolni do największych
poświęceń
- jesteśmy
wolni duchem i o tę wolność potrafimy walczyć;
- to
Powstanie wydało wielu bohaterów, świętych i błogosławionych, brali w nim
udział ramię w ramię: szlachta, mieszczanie, chłopi i duchowieństwo niższego
szczebla; Polacy, Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Węgrzy i Włosi;
- ich walka
odbiła się szerokim echem w całej Europie.
Europa
znowu usłyszała o tych, którzy nigdy nie pogodzili się z utratą niepodległości,
o dumnych, niepokornych, miłujących wolność i pokój Polakach.
O tych,
którzy nawet w obliczu klęski na zgliszczach rozpoczynali pracę u podstaw:
praca, nauka i patriotyczne wychowanie.
Czy nasza
ziemia wydała romantyka i pozytywistę tamtych czasów? Pewno niejednego – ale
chciałam przywołać tutaj postać Pana Ignacego
Ligaszewskiego (26.VII.1835 – 23.X.1888), który jako młody człowiek
przedarł się przez zieloną granicę czyli kordon, i dołączył do powstańczych
szeregów. Po upadku Powstania i rozwiązaniu jego oddziału powstańczego,
powrócił do Jordanowa i jak wielu innych zamienił powstańczą dwururkę na pióro.
Wyjednał u władz zaborczych pozwolenie na założenie szkoły i został jej
pierwszym kierownikiem.
W jakim
duchu była wychowywana młodzież świadczy fakt, że rozwijały się towarzystwa
patriotyczno-paramilitarne oraz te zrzeszające młodzież w kościołach.
Bóg, Honor, Ojczyzna –
temu hołdowali młodzi wychowankowie powstańca-nauczyciela. Tą ideę przekazywali
dzieciom i wnukom, którzy rozwijali i upiększali nasze miasto, a gdy Ojczyzna
była potrzebie, walczyli o nią na frontach I i II Wojny Światowej. Świadczą o
tym pomniki, groby, tablice pamiątkowe i Krzyż Grunwaldu przyznany naszemu
miastu. Patriotyzmu nie uczy się jednego pokolenia, to proces ponadczasowy.
Dlatego też proponuję, by Towarzystwo Miłośników Ziemi Jordanowskiej przybrało
imię Ignacego Ligaszewskiego. Naszego lokalnego bohatera – powstańca, syna
naszej ziemi. Po co? - po to, aby dzieci i młodzież prowadzone na nasz
jordanowski cmentarz przez rodziców, a potem przez nauczycieli odbierały tutaj,
przy Jego grobie pierwsze lekcje patriotyzmu. Nie ma przyszłości bez
przeszłości, to ona jest nośnikiem pamięci na przyszłe pokolenia. Jeżeli nie
chcemy się rozpłynąć, rozmyć, w tzw. „Zjednoczonej Europie” jako naród – musimy
o tym pamiętać. Tylko tak, i aż tak, możemy spłacić dług wdzięczności minionym
pokoleniom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz